czwartek, 6 grudnia 2018

10 sezon naszymi oczami " Prezent zza światów"

Hejka !
Szwagierki witają was ponownie, tym razem przychodzą z prezentem z zaświatów.
Nie będziemy przedłużać tylko zapraszamy do czytania i oczywiście komentowania.
Do zobaczenia w części o Asi i Szymonie.


Ostatnio w naszym życiu wydarzyło się wiele, zbyt wiele straciliśmy najlepszych przyjaciół, policjantów. Ten okres w naszym życiu było cholernie ciężki nikt nikt nigdy nie spodziewał się, że jedna z pozoru prosta interwencja skończy się tak tragicznie niosąc za sobą tak cholerny skutek. Mimo tego wszystkiego musieliśmy się podnieść  i żyć na nowo. Ruszyliśmy z budową, z trudem udało uzyskać nam się kredyt, wszystko z pozoru wydawało się łatwe, cholernie łatwe, z pozoru pozbierani psychicznie myśleliśmy, że wszystko jest tak jak sobie zaplanowaliśmy,  Jednak życie lubi rzucać nam kłody pod nogi i tak właśnie było wtedy. Kredyt który mieliśmy już na głowie okazał się że jest za mały, że nie starczy na budowę, w zasadzie nawet nie wiadomo czy starczy na sam szkielet, pozwolenia, badania grunty to wszystko okazało się być droższe, dużo droższe niż planowaliśmy.
- O łaskawie wróciłeś do domu - Przywitała mnie niezadowolona żona.
- Kotek doskonale wiesz, że praca  budowa domu nie jest łatwa - Nie chciałem się przyznać, ze nie daje rady i szukam odpowiedzi u najlepszego kumpla. Szukam jej na cmentarzu.
- A wiesz, że poza pracą i budową masz jeszcze żonę i dzieci -  Tą złość można było dostrzec na kilometr. 
- Emilka  robię do dla was przecież wiesz - Powoli  przestawałem panować nad emocjami, było mi cholernie ciężko.
- Super ! Wiesz w ogóle nie ma sensu ta rozmowa. Dobranoc - Odwróciła się i poszła spać.
Myślałem, że już gorzej być nie może, a jednak okazało się, że może ledwo skończyłem pracę, a okazało się, że kłopoty z glebą są tak cholernie duże, ze wszystkie pieniądze jakie mamy starczą zaledwie na pozwolenia i zakup podstawowych materiałów - Kurwa ! -Zrezygnowany wróciłem do domu, czekała na mnie ona z paczką w dłoni.
- Co to jest ? 
- Sam zobacz - Podała mi, to co zobaczyłem zamurowało mnie, przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć " Nie bój się nie piszę do was za światów. Kiedyś zrozumiecie o co chodzi. W kopercie jest dla was prezent. Mnie się już nie przydadzą. Jesteś moim najlepszym kumplem i wiem, jak bardzo kochasz swoją rodzinę i chcesz zapewnić im wszystko co najlepsza. Stary powodzenia ! " 
O ja - Wyszeptałem w zasadzie nie wiedziałem co chce powiedzieć - O boże ! - Niemal zemdlałem widząc zawartość koperty.
- Musimy to oddać - Emilka mówiła całkiem poważnie. 
- Co ? O czym Ty mówisz ?
- Krzysiek chyba nie chcesz zatrzymać tej kasy tu jest ze 100 tys - patrzyła raz na mnie raz na kopertę.
- Emilka komu chcesz Ty to oddać, przecież czytałaś list. Komu Dominice, Ance nie wiemy nawet komu dziewczyny są niepełnoletnie, a Mikołaj na pewno nie chciał by, żeby pieniądze które miały być na ich nowy start Kamila wydała na byle co 
- A skąd wiesz co on by chciał ? 
- Przypominam Ci,  że Mikołaj był moim przyjacielem 
- I to upoważnia Cię do...
- Emilka.. proszę Cię spójrz na to tak, Dostaliśmy list Mikołaj na bank nie jest głupi zabezpieczył to prawnie, dał je nam to jego ostatnia wola miał w tym jakiś zamiar, nie zrobił tego bo miał taki kaprys 
- Nie Krzysiek ja się na to nie godzę ! - zaczęła krzyczeć widziałem, że była zła.
- To rozwiąże nasze wszystkie problemy ! 
- Wiesz co rób co chcesz ja mam dość - Trzasnęła drzwiami, zostałem sam w pokoju. Musiałem to wszystko przemyśleć, zasnąłem ze zmęczenia. Kiedy się obudziłem w domu panowała cisza, nie było nikogo " Mam dość tego wszystkiego, wyprowadziłam się do rodziców. Muszę to wszystko przemyśleć, dzieci są ze mną "   Przeczytałem kartkę wiszącą na lustrze.
Miałem cholerne wytrzuty sumienia... Nie chciałem jej stracić tak naprawdę z nią jestem szczęśliwy jak pragnąłem nie mogłem sobie chyba wymarzyć lepszego życia... Zebrałem się i pojechałem po największy bukiet czerwonych róż takie jakie lubi Emilka po czym udałem się do domu teściów. Chwilę posiedziałem w samochodzie, próbowałem jakoś zebrać myśli do kupy jednak wszystkie słów jakie przychodziły mi do głowy brzmiały bezsensownie. Obawiałem się cholernie tej rozmowy..
- Czego ?- usłyszałem jak zwykle miły ton teścia.
- Chciałem porozmawiać z Emilką - odparłem niepewnie. Wtedy zapanowała cisza, a po chwili przede mną stał Andrzej, który patrzył na mnie z nienawiścią zresztą jak podczas każdej mojej wizyty.
- Posłuchaj mnie gówniarzu. Przez ciebie moja córka płacze to tak zachowuje sie prawdziwy mąż czy ojciec?- mruknął wkurzony.
- Dlatego chciałem z nią porozmawiać, przeprosić - ja nie wiem jak człowiek, który był tyranem może mnie pouczać o tym jak być dobrym ojcem i mężem.
- Bezczelny, ja nie wiem co moja córka w tobie widziała - cały czas bacznie przyglądał się każdemu mojemu ruchowi.
- Dobrze, że wybór należał właśnie do Emilki, i na nią trafiłem, bo jakbym miał ciebie wybrać to chyba nawet po ciemku i jakby mi dopłacali nie oglądnął bym się nawet - tego było za wiele musiałem mu to wszystko wygarnąć.
- Ty chamie ! - wrzasnął i zaczął mnie szarpać. Potem działo się tylko gorzej biliśmy się jak dwa agresywne psy wypuszczone z uwięzi. Nie miałem ochoty na takie rzeczy, ale nie miałem wyjścia kiedy trafił mnie w twarz, postanowiłem sobie, że nie odpuszczę.
- Andrzej ! - z domu wybiegła mama Emilki, która próbowała nas rozdzielić.
- Krzysiek przestań - złapała mnie za rękaw od kurtki i oderwała od Drawskiego. Wściekły wyszedłem z posesji.
- Żebym cię więcej tutaj nie widział !- wrzasnął jeszcze za mną na odchodne.
Zupełnie nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Byłem załamany, bałem się, że po tym wszystkim ojciec namiesza Emilii w głowie i mnie zostawi. Byłem bezradny. Zadzwoniłem do Jacka, a po upływie godziny byliśmy już po naszym ulubionym barem.
- Chciałem mieć dom, dużą rodzinę, a tu jak zwykle musiałem wszystko zjebać - mówił podchmielony.
- To chyba musimy założyć klub spierdalaczy sobie życia na własne życzenie - odparł Jacek, który był w trochę lepszym stanie.
- Ja już nie wiem co mam robić - powiedział i wypił kolejnego szota.
- Kwiaty nie pomogły ?- zapytał zaskoczony.
- Jakby pomogły nie siedział bym tu - mruknął i uderzył ręką o stolik, aż wszystko się wylało.
- Stary daj jej czas, może zrozumie, że ci na niej zależy - siedzieli tak jeszcze kilka godzin, aż do zamknięcia lokalu. Po powrocie do domu Krzysiek długo nie mógł zasnąć cały czas w głowie miał ostatnie słowa Jacka. Zastanawiał się jak jeszcze może żeby Emilka wróciła do domu. Czuł się cholernie samotny, zasnął po kilku godzinach jednak co chwilę śniła mu się jego żona i dzieciaki, których mu bardzo brakowało. Następnego dnia z rana ospałym krokiem zebrał się z łóżka i udał do pracy.
- Krzychu, Krzychu - zawołał dyżurny gdy tylko wypatrzył kolegę.
- Może chcesz wolne - popatrzył na niego nalegająco.
- Dam radę spokojnie - widać było gołym okiem, że Zapała jest jeszcze bardzo wczorajszy. Niestety jego upór nie przyniósł nic dobrego. Udali się interwencje w sprawie napadu na znanego ze swojej zawziętości prokuratura.
- Sierżant Krzysztof Zapała i starszy sierżant Aleksandra Wysocka - przestawili się policjanci. Pech chciał, że prokurator odrazu zorientował się o nie do końca dobrym stanie Krzyśka.
- Przepraszam bardzo czy pan sierżant, aby napewno nadaje się do służby ?- skarcił go wzrokiem, aż zrobił się czerowony.
- Nie przyszliśmy tutaj rozmawiać o nas tylko o pana sprawie - próbowała ratować sytuację Ola.
- Owszem, ale jako profesjonaliści powinniście wiedzieć, że nie przystoi na policjanta być nawalonym w pracy - jaki to był upierdliwy człowiek. Normalnie mało brakowało, a dostało by mu się z góry od dołu i z powrotem.
- Niech pan da spokój każdy ma prawo do gorszego samopoczucia - Wysocka za wszelką cenę chciała odwrócić uwagę prokuratura.
- Ja tego tak nie zostawię, żądam transportu na komendę i złożenia skargi na sierżanta Zapałę - wtedy zrozumiałem, że mam przerąbane nie tylko w życiu prywatnym, ale też w pracy...
- Przepraszam bardzo my nie jesteśmy pańską taksówką - odezwałem się chyba nie potrzebnie.
- I jeszcze do tego bezczelny względem potrzebującego pomocy - zaraz po powrocie na komendę zostałem wezwany na dywanik do Jaskowskiej. Było mi tak cholernie wstyd...
- Krzysiek czy ty jesteś poważny !- wrzasnęła komendant zanim zdążył wejść do pomieszczenia.
- Pani komendant ja wszystko wyjaśnię - zupełnie nie wiedziałem co mam powiedzieć, żeby się ratować.
- Przecież mogłeś poprosić o wolne Jacka - złożyła ręce i uważnie mi się przyglądała.
- Emilka się ode mnie wyprowadziła, życie mi się wali więc nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - odparłem smutny.
- I to jest powód, żeby pijanym przyjść do pracy ? Ty jesteś policjantem powinieneś dawać przykład, a ty co ?- podkręciła przecząco głową.
- Przepraszam więcej się to nie powtórzy - spuściłem zawstydzony wzrok.
- Wiesz, że powinnam cię zawiesić ?... Ale tego nie zrobię i mam nadzieję, że więcej się to nie zdarzy. Pamiętaj będę cię obserwować na każdym kroku - jej głos nabrał poważnego tonu - Teraz idź już do domu, wytrzeźwiej i walcz o Emilke, bo to wspaniała kobieta, byłbyś najgłupszym człowiekiem gdybyś ją stracił - uśmiechnęła się, a ja wyszedłem z pokoju. Chyba nigdy nie najadłem się tak wstydu jak w tym momencie. Jeszcze czekała mnie poważna rozmowa z Jackiem.
- Brawo mistrzu - odparł wkurzony.
- Wiem mogłem cię posłuchać przepraszam - miałem dość tego dnia.
- Następnym razem przynajmniej posłuchaj jak ktoś ci dobrze radzi- widziałem, że jest na mnie wkurzony. W sumie to się nie dziwię. Wróciłem do domu i chciałem jak najszybciej o tym wszystkim zapomnieć.
Jednak kiedy dotarłem do domu ku mojemu zaskoczeniu drzwi były otwarte. W pierwszej chwili myślałem, że to włamanie, ale kiedy ujrzałem dzieciaki coś we mnie pękło.
- W końcu wróciliście - powiedziałem pełen nadziei.
- My tylko po rzeczy, poza tym myślałam, że przyjdziesz później - odparła obojętnie.
Błagałem, żeby wróciła ta rozłąka nie działała dobrze na nikogo. Cholernie mi na nich zależy, ale ta bezradność kiedyś mnie wykończy... Ja bez nich nie umiem normalnie funkcjonować.
- Proszę cię zostaw to ! -  myślałem, że krzykiem coś zdziałam. Wyrwałem jej z ręki walizkę z ubraniami Gai.
- Musisz tak utrudniać ?- popatrzyła na mnie ze złością.
- Nie rozumiesz jak bardzo was kocham i chcę, żebyście przy mnie byli - już zupełnie nie wiedziałem co mam jej powiedzieć, żeby przestała.
- No najwyraźniej, aż tak ci na mnie nie zależy, bo sam podejmujesz decyzje - widziałem jak w jej oczach pojawiły się łzy.
- Kotek posłuchaj mnie... Nie rozumiesz, że to szansa dla nas na duży dom z ogrodem - próbowałem jakoś ją do tego przekonać.
- Nie rozumiesz, że ja nie chcę tych pieniędzy, wole już mieszkać tutaj niż ze świadomością, że córki Białacha mają mi za złe, że żyje kosztem ich ojca - zupełnie mnie to rozbiło, nawet nie miałem pojęcia co powiedzieć. Zanim zebrałem myśli ich już nie było. Znowu dałem im odejść... Nawet nie potrafię zawalczyć o nich, może ja całkowicie się nienaddaje do bycia mężem, ojcem i powinienem z tego zrezygnować ...
Siedziałem w domu, po raz kolejny znowu miałem ochotę się nawalić, sypało mi się już dosłownie wszystko. Nie miałem pojęcia jak walczyć o żonę i dzieci nawet Tosiek stał za nią murem, miałem ochotę się nawalić i zapomnieć ale wiedziałem, że to nic nie da. Po raz kolejny przeczytałem list od Mikołaja, brakowało mi go był moim najlepszym kumplem, brakowało mi go, co prawda był Jacek ale to nie to samo  to Białach znał mnie jak nikt inny, pewnie gdyby on i Karolina mi pomogli to bym coś wymyślił i żona by się nie wyprowadziła. Miałem już sięgać do lodówki po butelkę wódki, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi, mało nie dostałem zawału jak otworzyłem drzwi
- Dzień dobry - Stała w nich mama Karoliny, nie widziałem jej od pogrzebu Mikołaja, od tego czasu zmieniła się i to bardzo śmierć Karoliny nią wstrząsnęła, a Mikołaja dobiła  - Mogę na chwilę ?
- Tak - Dopiero po chwili się otrząsnąłem  - Zapraszam 
- Ja na początku chciałam Pana przeprosić - Ściskała w rękach kopertę, nie poznałbym jej na ulicy nie była tą samą kobietą uśmiechniętą pełną życia 
- Przeprosić za co ? 
- Jakieś pare dni od śmierci Mikołaja dostałam list i paczkę, miałam ją wysłać do was. Nie mogłam mówić n początku, że to było zaplanowane, aż tak konsolacją z prawnikiem  to wszystko było na szybko, ale ma moc prawną. Mikołaj przewidział też to, że może to Państwa podzielić więc zostawił  to prosił dać jak te pieniądze was poróźnią - Podała mi kopertę
" Krzychu,
Czytając to pewnie nie dowierzasz, w to co się teraz dzieje, stoisz pewnie przed moją niedoszłą teściową ( tak chciałem się oświadczyć Karolinie ) i nie wiesz co myśleć. Domyślam się, że jeżeli to czytasz to mój prezent podzielił was, wiedziałem, że tak może być, ale wiem też że kochacie się na tyle że uda wam się to przezwyciężyć. Te pieniądze mi się już nie przydadzą, a wam bardzo macie plany dzieci dom jest czymś ważnym cholernie ważnym ja straciłem swój dom i chyba w tym momencie straciłem ją, pogubiłem się tracąć przez to wszystko co najcenniejsze. Gdyby nie moje błądzenie, wszystko potoczyło by się inaczej, kto wie może oboje stawialibyśmy nasze domy, może planowalibyśmy mój wieczór kawalerski. Biorę na siebie cała odpowiedzialność za to co się wydarzyło, proszę Cię nie popełnijcie naszego błędu. Chwytajcie to co jest teraz tu, nie czekajcie na potem bo potem czasem nie nadchodzi. Czasem na zawsze to cholernie krótko nie zapomnij o tym, że czasem to na zawsze nie nadchodzi i to tylko przez nasze błędy. Zanim jeszcze pobiegniesz ratować swoją rodzinę proszę Cię zatroszcz się czasem o moje córki, zobacz co u nich i co u mamy Karoliny nie staliśmy się jeszcze rodziną, ale pragnąłem tego jak nigdy.  WALCZ O TO CO KOCHASZ. ŻEGNAJ PRZYJACIELU " - 
Spojrzałem na jej mamę, po jej policzkach płynęły łzy, sam ledwo jej powstrzymywałem 
- Dziękuje  - Ucałowałem ją w policzek - Są moim aniołami stróżami - Szepnąłem 
- Są są, biegni chłopcze - Uśmiechnęła się i wyszła 
Niewiele myśląc wybiegłem z domu i pojechałem do teściów, musiałem pokazać Emilce ten list, był tak cholernie szczery i prawdziwy. Słowa Mikołaja trafiły w samo sedno, my  też zatraciliśmy się gdzieś w pogoni za lepszym życiem, trzymając własną dumę jako coś najcenniejszego, zapomnieliśmy o rodzinie, dzieciach o tym co najcenniejsze. Dostaliśmy od naszych przyjaciół najcenniejszą lekcję, a zapomnieliśmy o niej tak szybko.
- Porozmawiaj ze mną proszę - Zacząłem kiedy tylko mi otworzyła, moich teściów nie było poszli na spacer z dziećmi 
- Nie wydaje mi się, że mamy o czym. Chyba, że zmądrzałeś i oddałeś pieniądze 
- Nie, oddałem ale musisz mnie wysłuchać - Chciała już zamkną drzwi, ale jej nie pozwoliłem  - Daj mi 2 minuty, nie proszę o więcej 
- 2 i ani minuty więcej - Nie pozwoliła mi wejść do środka, nie obchodziło mnie to musiałem ratować moją rodzinę 
- Była  u mnie mama Karoliny, dała mi to - Pokazałem jej list - Emilka dostaliśmy od nich tak cholernie cenną lekcję i co tak szybko o tym zapomnieliśmy ? Nasi przyjaciele zginęli bo się pogubili nie wyciągnęli do siebie ręki, a my robimy to samo. - Podałem jej list - Przeczytaj proszę Cię  - Bez słowa chwyciła list i zaczęła czytać, widziałem jak z każdym słowem jej oczy zmieniają kolor,  nabierają nowych emocji. Z końcem listu zaczęła płakać 
- Boże Krzysiek przepraszam, od początku miałeś rację robiłeś to dla nas 
- Nie przepraszaj tez popełniłem błąd. Oboje pogubiliśmy się w tym wszystkim, szukając jakiegoś rozwiązania, a mało nie straciliśmy siebie.

niedziela, 2 grudnia 2018

10 sezon naszymi oczami "Ku pamięci Karoliny Rachwał"

Hello !
Najpierw parę słów ode mnie czyli Tysi, dziękuje szwagierce za motywację w pisaniu, pewnie gdyby nie ona nie dała bym rady tak szybko napisać, opowiadania, ale szwagierka zmotywowała i wspólnymi słowami stworzyłyśmy 10 sezon naszymi oczami na początek historia Mikołaja

A teraz pare słów od nas 
Zapewne tęskniliście za nami ale już jesteśmy, przepraszamy za naszą długą nie obecność. 
 Ale tak drastyczny koniec zmusił nas do napisania wizji nowego 10 już sezonu. Opowiadania będą pojawiać się co jakiś czas, każde będzie dotyczyło innej par, liczymy na to, że przypadnie wam do gustu nasza wizja.
No cóż może nie będziemy już przedłużać oceńcie sami, napiszcie w komentarzu jak się wam podobało. Pozdrawiamy !<3

Tego dnia niebie było wyjątkowo smutne, płakało razem z nimi. Nigdy nigdy nie spodziewał się takiego obrotu spraw, że to wszystko co tak naprawdę się zaczęło skończy się tak szybko. Planowali wspólną przyszłość, odbudować ranczo, zamieszkać na nimi być szczęśliwi już na zawszę, czasem na zawsze  to cholernie za krótko, oni nie mieli swojego na zawszę, gdzieś wcześniej wybrali nie ten drogowskaz zagubili się i oddalili od siebie, zabłądzili szukając nowej drogi, a może  tak naprawdę znali ją od początku tylko bali się na nowo nią iść ? Tak zdecydowanie bali się, po raz kolejny rozczarować, bali  się łez, a każdy dzień bez tej drugiej połówki był udręką i kiedy na nowo odnaleźli siebie, okrutny los z nich zadrwił, zabierając ją na zawsze , zostawiając tylko parę pięknych chwil garść wspomnień, milion łez, smak jej ust i zapach który stał się jego nałogiem.
Stał nad jej grobem, z listem w dłoni z jej ostatnimi słowami. Nigdy nie zapomnij tych cudownych chwil kiedy dawała mu ten list śmiejąc się tak jak kochał najbardziej, patrząc mu w oczy. Po chwili usłyszał wystrzał, za nimi kolejne, przyjaciele z pracy składali hołd, była najlepsza z nich wszystkich i nikt nie bał się tego mówić głośno, w pracy była pewna siebie, odważna  innych stawiała na pierwszy miejscu, własnie za to ją wszyscy pokochali. - Mianuje pośmiertnie Karolinę Rachwał do stopnia podkomisarza - Komendant Jaskowska nie ukrywała łez, jej też było ciężko. Podeszła do jej rodziców, składając hołd ich córce w imieniu całej komendy, ich wszystkich, on stał tuż obok nich nie był wstanie uczestniczyć w tej całej  części honorowej, bał się że mając broń w dłoni zrobi coś głupiego. Skierowała się w jego stronę, on  spojrzał na nią tylko przez chwilę, każdy doskonale wiedział co było między nimi i jak ciężko jest mu się podnieść. Kiedy podniósł wzrok w odali na samym końcu dostrzegł jego, do tej pory się przyjaźnili a teraz, teraz miał do niego cholerny żal, w końcu to on zgodził się na tą akcję, on jej nie powstrzymał,  wiedział że ona nie chciała by tego, żeby obwiniał kogo kolwiek o to co się stało, kogokolwiek z ich przyjaciół, ale nie umiał póki co nie umiał spojrzeć mu w oczy i wybaczyć, te słowa nie umiały przejść mu przez gardło.
Czuł jak by razem z nią umarła jakaś jego część, jak by ktoś zabrał coś co najważniejsze w jego życiu, coś bez czego nie potrafił żyć, nie umiał się podbierać. Była jego miłością, iskierką w jego życiu, jego aniołem stróżem, całym jego pieprzonym życiem, które odeszło razem z nią  a on czuł się jak pieprzony idiota przez, którego głupotę stracił najpiękniejsze chwilę, ona wyciągała do niego rękę chciała mu pomóc, wspierała go, a on ją odtrącił. To właśnie wtedy pojawił się on, doskonale wiedziała jak jest niebezpieczny mimo to zabawiła się w to bo bała się o niego, chciała mieć pewność, że nic mu nie grozi zabawiła i zagubiła gdzieś po drodze.
 - Zawsze możesz na nas liczyć - Przytuliła go mocno, nie byli małżeństwem, ale kochali się cholernie mocno było widać to na kilometr. Jej mama go uwielbiała, wdziała to co  jest między nimi, dla tego teraz nie potrafiła zostawić go i nie wspierać. Przecież to własnie w takich chwilach powinno się mieć kogoś kto Cię wesprze
- Dziękuję  - Odszeptał, ona bez słowa wcisnęła mu w dłoń kluczę od mieszkania, do jej mieszkania. Spojrzał na nią pytająco, nie spodziewał się tego, znowu po jego policzkach spłynęły łzy
- Weź jej tam zaczęliście budować wspólną przyszłość. Moja córka chciała by, żebyś tam był, kochała Cię tak mocno, widziałam to w jej oczach - Uściskała go i odeszła
Od pogrzebu mineło już 5 dni, 5 cholernie ciężkich dni, nie jest w stanie funkcjonować zebrać się, żeby zrobić co kolwiek, ubrać się posprzątać. Zwykłe zaparzenie  herbaty sprawia mu problem, po całym mieszkaniu walają się butelki po wódce, puszki piwa, opakowania po pizzy i ich zdjęcia . Każdego dnia ten sam scenariusz upić się do nieprzytomności, żeby chociaż na chwilę zapomnieć, o tym co się stało, żeby w tym całym upojeniu poczuć ją ponownie obok., poczuć jej zapach smak jej ust. Upić się i zasnąć, tylko po to aby ponownie wróciła w snach.
Otworzył oczy, przeciągnął się jak co rano, zjadł wczorajszy zeschnięty kawałek pizzy i ponownie otworzył butelkę piwa. Przechodząc koło komody zachwiał się i zrzucił ramkę z ich współnym zdjęciem, byli tacy szczęśliwi, tą miłość było widać na kilometr, każdy widział jak do siebie pasują jak się kochają
- Tak cholernie mi Ciebie brakuje - Upadł na kolana i zaczął płakać, oglądając ich wspólne zdjęcia - Wybacz mi skarbie ! - Rozpłakał się jeszcze bardziej - Wybacz mi ! Byłem idiotą, zamiast schować dumę do kieszeni, zamiast powiedzieć Ci co czuje ! Tak cholernie za Tobą tęsknie - Łzy powoli skapywały na fotografie którą trzymał - Oddał bym dusze diabłu by móc Cię znowu przytulić, pocałować, poczuć Twój zapach, widzieć Twój śmiech  - Z kieszeni dresów wyjął kartkę, mokrą od jego łez, jej ostatnie słowa " Lista spraw na dziś jest długa, jak chwila samotności. Czekać na Twój uśmiech, słowo i gest... Lista spraw na dziś: oddać do biura rzeczy znalezionych wszystkie smutki i strach przed nocą. A potem czekać,czekać, czekać...Mikołaj, kocham Cię"  Te słowa znał już na pamięć, mimo tego co dnia wyjmował je i czytał ponowni  - Byłaś i będziesz moim, życiem już na zawsze Kocham Cię ! - Powoli kończył już drugą butelkę, kiedy drzwi otworzyły się.
Stanęła w nich jej mama, gotowa wspierać niedoszłego zięcia, pomóc mu w tych chwilach jej też nie było, łatwo stracić dziecko to najgorsze co może przytrafić się matce, ale doskonale wiedziała jak one go kocha, widziała to w jej oczach, to dzięki niemu była szczęśliwa.
- Boże Mikołaj - Szepnęła i usiadła obok niego, położyła mu dłoń na ramieniu - Nam też jej cholernie brakuje - Dopiero po chwili podniósł głowę i spojrzał na nią
- To wszystko moja wina - Szepnął, od momentu kiedy lekarz stwierdził zgon obwiniał się, o to że zareagował za późno, że nie schował dumy do kieszenie i pozwolił sobie pomóc. gdyby zamieszkał u niej, jak proponowała Borys nie namieszał by jej w życiu, nie doszło by do tego wszystkiego
- Dziecko to nie Twoja wina  - Spojrzała na niego, on bez słowa przytulił się do niej jak bezbronne dziecko szukające wsparcia i rozpłakał - Zagubiliście się gdzieś po drodze szukając ścieżki do siebie, poszliście w złym kierunku, ale to nie jest Twoja wina, to nie  jest niczyja wina. Już czasem tak jest  w życiu, że ludzie zanim znajdują szczęście mijają się długi czas. Moja córka kochała Cię najbardziej na świecie, widziałam to w jej  oczach, a matki sie nie oszuka cieszę się, że choć przez chwilę mogła być tak szczęśliwa, że poznała Ciebie - Mówiła łagodnie i powoli
- Przeze mnie też zginęła  - Spojrzałem w jej oczy, ból rozdzierający moje serce był tak cholerny, że aż nie do opisania
- Zginęła bo kochała pracę w policji, nie skreślała ludzi, zawsze dawała im szanse. To co się stało to wypadek
- Gdybym jej nie posłuchał, nie pozwolił rozmawiać z nim, gdybym ją zasłonił - Łza spływała po moim policzku
- Taka jest koleje rzeczy życie, śmierć nic tego nie zatrzyma - Mówiła mądrze, cholernie mądrze ale póki co ja nie potrafiłem tego pojąć. To wszystko zbyt cholernie bolało.
- Była wszystkim co kochałem, całym moim życiem
- Wiem i dla tego znałeś ją jak nikt inny, doskonale wiesz, że nie chciała by tego co teraz się z Tobą dzieje. Zobacz - Rozejrzała się razem ze mną po mieszkaniu - Czy chciała by, abyś marnował sobie życie, żebyś zalewał się co dnia w alkoholu. Jest Ci ciężko, jak każdemu z nas, ale musimy żyć dalej. Zrób coś dla mnie zrób coś dla niej. Podnieś się i wróć do życia, do takiego jak kochała moja córka, nie mówie żebyś o niej zapomniał bo wiem, że nie będziesz umiał. Podnieś się i spróbuj żyć na nowo. Ona jest tu obok i zawsze będzie. - Położyła dłoń na moim sercu - Jest tutaj i zawsze tu będzie ja to wiem - Łzy płynęły po moich policzkach,
- Dziękuje – Szepnąłem
To wszystko moja wina... Gdybym ich tam nie wysłał Karolina by żyła... Wszystko było by po staremu, nigdy sobie tego nie wybaczę... Przecież kończyli służbę, mogłem ich wysłać do domu, ale jak zwykle coś musiało się spieprzyć, nawet w najśmielszych myślach nie wyobrażałem sobie takiego zakończenia... Nie chcę, żeby Alicja na mnie patrzyła byłem w takim stanie, że nikt i nic nie mogło tego zatrzymać...  Nawet nie byłem w stanie iść do pracy, bo każde miejsce przypominało mi o niej, nie chciałem patrzeć ludziom w oczy, wielu z nas straciło przyjaciółkę, koleżankę, znajomą... W szczególności nie chciałem spotkać Mikołaja, bo tego obawiałem się najbardziej, w sumie to nawet nie potrafiłbym z nim normalnie porozmawiać. Dlaczego to życie jest tak popieprzonie trudne i skomplikowane... Najgorsze jest to, że to wszystko moja wina...
- Dzisiaj Krzysiek pojedzie na patrol z Szymonem, a Juliusz tymczasowo przejmie obowiązki dyżurnego - na odprawie panowała wyjątkowo ponura i podła atmosfera. Zero uśmiechów, żartów tylko smutek i nostalgia.
- A gdzie Jacek ?- palną pytaniem Poniatowski.
- Nikt nie potrafi podnieść się z tych wydarzeń, wszyscy doskonale znaliśmy Karolinę... Jacek poprostu obarcza się winą, że przez niego zginęła. Musimy dać mu trochę czasu, żeby się odnalazł w tej sytuacji. Wszyscy wiemy, że to twardy chłopak i dobry policjant i napewno za jakiś czas do nas wróci - mówiła ze smutkiem w głosie Jaskowska. Temat interwencji, która zakończyła się tragicznie jest strasznie delikatny i prawie zawsze kończy się na łzach i przejmujących wspomnieniach, które wywołują ciągle żywy obraz Karoliny, której już między nami nie ma i nigdy nie będzie....
- A wiemy co z Mikołajem - zapytał niepewnie Zieliński.
- Załamka totalna załamka, ale nie ma się co dziwić przecież był najbliżej z Karoliną. Naprawdę musimy zrobić wszystko, żeby wrócił do nas i spróbował chociaż spróbował w miarę normalnie funkcjonować - mówił ze łzami w oczach Krzysiek, a po chwili wstał i wyszedł z pokoju odpraw.
Nim zdążyli skończyć do pomieszczenia wszedł Mikołaj. Wyglądał jak milion nieszczęść, podgrążone oczy, niewyspany, przybity i te negatywne cechy można by było wymieniać jeszcze z pół godziny, aż żal było na niego patrzeć. Wszyscy próbowali jakoś mu pomóc, wesprzeć go, wypytać czy czegoś nie potrzebuje on tylko biernie przyglądał się temu wszystkiemu ze łzami w oczach. Położył tylko prośbę o przedłużenie urlopu na biurku i skierował się ze spuszczoną głową do wyjścia. Przed komendą spotkał jeszcze Krzyśka, który nieudolnie próbował odpalić papierosa, aż w końcu rzucił nim i ukucnął, chowając twarz w dłoniach. Kiedy wypatrzył Białacha uśmiechnął się sztucznie.
- Jak się stary trzymasz ? - podszedł powoli i zagadał.
- Szkoda gadać, odkąd jej nie ma nie potrafię nawet herbaty w spokoju wypić, nawet wstać nie dam rady, bo nie mam motywacji... Tak cholernie mi jej brakuje - powiedział i z płaczem udał się do samochodu. Chwilę później odjechał jednak w drodze zjechał na pobocze i zalał się łzami trzymając w ręce zdjęcie, na którym byli razem, było to ich ostatnie wspólne zdjęcie.
- Nawet nie wiesz jak mi cię brakuje..  - wycedził i trzęsącą się ręką przybliżył zdjęcie do siebie nie odrywając od niego wzroku.
Parę dni później dowiedziałem się, że mają przewozić tego skur****na, który zabił moją ukochaną, jedyną kobietę, którą kochałem i mógłbym jej nieba uchylić któty tak poprostu to zniszczył... Miałem ochotę zrobić to samo, w moich oczach na zawsze zostanie wrogiem i najgorszym ścierwem...  Zasługuje na to samo i to on powinien leżeć na cmentarzu, a nie ona. Serce mi pęka jak o tym mówię. Zginęła na moich oczach, wszystkie myśli kierują się w stronę momentu jej śmieci. Cały czas to widzę chyba nigdy nie uda mi się pozbyć tej dolegliwości... Przewiezienie Borysa to była jedyna możliwość spojrzenia mu w oczy po tym co się stało. Niczego tak nie pragnąłem jak zemsty. Umówiłem się ze znajomym strażnikiem więziennym, który miał umożliwić mi spotkanie z Jóźwiakiem.
- Daj mi go - powiedziałem do policjanta on tylko popatrzył na mnie niepewnie.
- Posłuchaj gnoju - zaciskałem zęby ze wściekłości - Ona nie żyje i to twoja wina ! Nigdy ci tego nie wybaczę, rozumiesz ?!- powiedziałem i wyciągnąłem pistolet.
- Za cienki jesteś - odparł z drwiną.
- Przez ciebie starciłem ukochaną ! Całe życie mi się zawaliło ! Nienawidzę cię ! - wtedy wystrzeliła broń, a on upadł... W końcu mogłem popatrzeć jak ten gnój umiera, jak cierpi tak jak ona, mimo wszystko łzy tak cholernie cisnęły mi się do oczu. Chciałem beczeć, drżeć się na cały głos jak cierpię, jak mi jej brakuje...
- Co ty zrobiłeś ! - wykrzyczał strażnik więzienny.
- To co powinienem - wycedziłem przez łzy i odszedłem.
Myślałem, że zemsta mi pomoże, że dzięki temu kiedy ją pomszczę poczuje się inaczej, lepiej ale tak nie było nie zmieniło się nic, dalej nie potrafię normalnie funkcjonować. Wziąłem głęboki oddech i zapukałem, po chwili otworzyła mi jego żona
- Część, czy jest ? - Zapytałem z smutkiem w głosie, ona nie powiedziała nic tylko mnie przytuliła
- Cieszę się, że jesteś. Tak cholernie mi przykro - W jej oczach pojawiła się łza - Pamiętaj, ze zawsze możesz
- Wiem, wiem - Uśmiechnąłem się sztucznie  - Mogę z nim porozmawiać  - Wskazała na salon, wszedłem do środka siedział tam, przybity ten obraz przypomniał mnie sprzed paru dni, kiedy mnie ujrzał zamurowało, go był w szoku
- Mikołaj ja ... - Zaczął po chwil
- Nie Jacek, chciałem Ci tylko powiedzieć, ze nie obwiniam Cię za nic, że nie winie Cię za to co się stało, nie mogłeś tego przewidzieć
- Ale gdybym wam zabronił ona by teraz była z nami, z Tobą kto wie czy nie planowalibyście teraz wesela
- Może tak musiało być, może los tak chciał, żebym zrozumiał jak łatwo coś można stracić, że nie można na nic czekać tylko chwytać to co jest tu teraz. Byłem idiotą zwlekając z tym co czuje, ona tyle razy mówiła dawała mi znać że mnie kocha, ale się pogubiliśmy, obydwoje zabłądziliśmy. Teraz już nic nie będzie takie samo bo jej nie ma, ale ja nigdy nie zapomnę jaka była, czego mnie nauczyła bo to dzięki niej stałem się lepszym człowiekiem . Nie wienie Cię o nic, ale jeżeli Tobie to pomoże to Ci wybaczam, i Karolina na pewno też Ci wybacza - Przytuliłem go po przyjacielsku i ze łzami w oczach wyszedłem.
Kierowałem się prosto na cmentarz, na jej grób do niej, chciałem znaleźć ukojenie, być blisko niej
- Kocham Cię skarbie  - Wyszeptałem - Brakuje mi Ciebie tak cholernie - Mówiłem patrząc na jej zdjęcie - Gdyby nie moje pieprzona dumna - Wyjąłem pierścionek - Chciałem spędzić z Tobą całe życie, zestarzeć się, budzić co rano obok Ciebie - Mówiłem ocierając łzy - Kocham Cię i zawsze będę kochać, Do zobaczenia po drugiej stronie - Położyłem biała róże  odszedłem
Stałem na dachu, to właśnie tutaj spędziliśmy ostatnie chwilę razem, to tutaj byliśmy ostatni raz szczęśliwi, tu planowaliśmy razem wspólne życie przyszłość, tu ostatni raz czułem jej dotyk zapach, smak jej ust. To tutaj mieliśmy swoje magiczne miejsce. Upadłem na kolana, w dłoni trzymałem list od niej jej ostatnie słowa, - Tak cholernie za Tobą tęsknie  ! Tak mi Ciebie brakuje ! - Krzyczałem patrząc w niebo
***
- Dominika co Ty tu robisz ? - Zapała zdziwił się obecnością córki kolegi - Przecież tata jest na zwolnieniu
- Ale jak to prosił mnie żebym przyjechała
- Mnie też - Tuż za nią pojawiła się mama Karoliny
- Pani też ? Pani jest mama ?
- Tak, o co w tym wszystkim chodzi ? Jesteś jego najlepszym kolegą wyjaśnisz nam to ?
- Sam nie wiem, zapraszam do pokoju może tam się dowiemy - Mama Karoliny obieła Dominikę i poszły razem, miała jakieś złe przeczucia  - Nie ma go tu, ale jest to - Wziął do ręki dwie koperty   jedna była skierowana do Dominiki "  Dla kochanej córeczki " druga do mamy Karoliny " Dla mamy mojej ukochanej "
- O co w tym wszystkim chodzi
" Nawet nie wiem jak mam zacząć ten list, chyba na samym początku powinienem podziękować, za wszystko co Pani dla mnie zrobiła, za wsparcie i to że pomogła mi się podnieść. Kochałem Karolinę, całym sercem, była dla mnie wszystkim co najpiękniejsze, żałuje że zwlekałem z deklaracjami, z tym wszystkim Karolina zasługiwała na  wszystko co najpiękniejsze, najlepsze. To wszystko moja wina, to że jej nie ma gdybym odrobinę wcześniej zrozumiał to co czuje, schował dumę do kieszeni, gdybym się nie poddał i pokazał jak bardzo ją kocham to była by tu z nami. Teraz nie umiem bez niej, żyć moje życie odeszło razem z nią. Dziękuje i przepraszam za wszystko" - Mama Karoliny zaczęła płakać, tego dnia miała cholerne złe przeczucia, czuła się jakoś dziwnie - Boże, dziecko przeczytaj Twoje - Zwróciła się do Dominiki
" Kochana córeczko,  kiedy to czytasz mnie już pewnie tutaj nie ma, zrobiłem coś głupiego to ja zabiłem Borysa musiałem to zrobić żeby ją pomścić, była wszystkim w moim życiu. Kocham was Ciebie i Anie, ale od kąd jej nie ma nie potrafię, żyć starałem się, ale nie umiem. Świadomość, że odeszła bezpowrotnie, sprawia, że nie umiem wstać i funkcjonować, zaparzenie herbaty jest dla mnie problemem. Kiedyś zrozumiesz o czym mówie kiedy kochasz kogoś całym sercem, a ktoś znika bezpowrotnie umierasz razem z nią, umierasz bo była cały Twoim sercem. Każdego dnia wyobrażam sobie ją w białej sukni Ciebie tuż obok niej i nasze "Tak"  na wieki. Kocham Cię córeczko i proszę nie obwiniaj nikogo, za to co się stało " - Nikt nie panował nad łzami, nikt nie umiał zapanować nad nerwami
- Gdzie on jest gdzie jest Mikołaj ! - Krzyczała jej mama
- Nie wiem, może dach mówili coś o dachu
- Szybko - Zerwała sie i biegła, jak by coś ją prowadziło, jakaś magiczna siła. Dominika biegła razem z nią, a za nimi Zapała, po drodze wpadł na Nowaka, który właśnie się pojawił. Nie musiał nic mówić, on jak by czuł biegł za nimi
- Mikołaj, Tato ! - Krzyczały,ale było za późno on padł na ziemie, ten huk zapamiętają na zawszę, jej mama opuściła kopertę, a z niej wypadł pierścionek - Boże ! - Upadły na kolana, płakały jak dzieci, przytuliła jego córkę tak mocno, jak by chciała ukoić ich ból. Panowie rzucili się biegiem, chcieli pomóc koledze, ale było za późno strzelił w płuco, tak jak zginęła ona.
Nikt nie spodziewał się takiego zakończenia, była to tragiczna historia pięknej miłości, odeszli bezpowrotnie i na zawsze. Kochali sie miłością szczerą i prawdziwą, byli gotowi oddać za siebie, życie. Ona była jego aniołem stróżem, a on dla niej wszystkim co najcenniejsze. Oboje dla siebie byli pieprzonym sensem, życia które odeszło wraz z nią. Z perspektywy czasu, ich historia uczy, uczy  cholernie ważnej rzeczy. Nie możemy czekać na słowo, gest na wyciągniecie dłoni, czasem warto zaryzykować i spróbować, zawalczyć o to co się kocha, bo w każdej chwili możemy stracić coś bezpowrotnie
" Mikołaj Białach żył 42 lata, zginął z miłości"   Pochowali go obok niej, w dłoniach miał jej ostatnie słowa,  pomiędzy  grobami zakopali pierścionek.

Kochani to już koniec jeżeli chodzi o 05 bez Karoliny nie wyobrażamy sobie inaczej losów Mikołaja, napisałyśmy  to najlepiej jak tylko potrafimy. Wiemy, że wiele was wylało przy opowiadanku wiele łez, dlatego więc Spotykamy się tutaj z ogromnym smutkiem i żalem, a chusteczki funduje nam scenarzysta. Rachunki za chusteczki kariologów, czy psychiatrów proszę wysyłać własnie do niego 🙂My się żegnamy i zapraszamy do czytania naszych  dzieł

środa, 1 sierpnia 2018

Męska przygoda

Helo Helo, Szwagierki witają was po długiej przerwie !

Na początku przepraszamy, że dawno nas nie było, ale wiecie sława i te sprawy w dodatku małe kłopoty z ufem. Ale sytuacja opanowana obcy u siebie, a szwagierki wracają na pokład.
Przychodzimy do was z kolejną miniaturką, co do kontynuuacji serii może kiedyś...
Narazie skupmy się na naszym kolejnym dziele, które pisaliśmy sporo czasu. Zaledwie jakieś 4 msc., ale jak wiecie takie dzieła jak nasze są na miare Nobla i wymagają wiele pracy. No nie rozpisując się o naszych dokonaniach zapraszamy na nowe opowiadanie i oczywiście zachęcamy do komentowania.

Szwagierki się odmeldowują. Do zobaczenia !


Wstałem rano z strasznym bólem głowy. Jak się okazało nie byłem sam, bo wtulony we mnie leżał Krzysiek, coś cicho mruczał, a kiedy się ruszyłem obudził się z grymasem bólu na twarzy. Postanowiłem wstać z ławki i się rozglądnąć gdzie my w ogóle jesteśmy
. - K***a – krzyknąłem kiedy o coś się potknąłem, a raczej o kogoś jak się okazało był to Walczak, który nawet nie zareagował na zderzenie ze mną. To nie był początek niespodzianek, bo na drugiej ławce leżeli Jacek i Bolo po chwili usłyszeliśmy straszny huk, bo przejeżdżał koło nas pociąg. Ludzie, którzy wysiadali z niego dziwnie się na nas patrzyli, a kiedy próbowałem dowiedzieć się gdzie jesteśmy jedna z pań skartowała mnie wzrokiem, a dwie kolejne zresztą szkoda gadać.
- Pieprzeni alkoholicy – powiedziała wkurzona.
 - Jadziu nie zwracaj na takie ścierwo uwagi, bo pewnie o pieniądze na picie im chodzi – dodała druga cały czas na nas patrząc.
- Tacy młodzi do roboty by się wzięli, a nie schlani od samego rana na stacji kolejowej leżą – syknęły niczym jadowite węże i poszły dalej. Cały czas próbowałem sobie przypomnieć skąd my się tutaj wzięliśmy i co robiliśmy wczoraj, ale jedno wiem na pewno było ostro.
- To co taxóweczka i do domu – mówił plączącym głosem Krzysiek.
- Przecież one nas ukatrupią na miejscu - mruknąłem wkurzony.
 - No to powiedz mistrzu gdzie mamy się podziać – odparł próbując się jakoś utrzymać na nogach.
 - Po tym wszystkim to nie pozostaje nic innego jak most – zupełnie nie wiedziałem co dalej robić nie dość, że szumiało mi w głowie to jeszcze byliśmy cholera wie gdzie.
 - Wiem pojedziemy na komendę jest przed 15 to na pewno ich nie ma – wtrącił Jacek.
- Masz rację odprawa jest dopiero o 8:00 to mamy jeszcze kupę czasu – popatrzył na rozbity zegarek Zapała.
- To może ty zadzwoń, bo mi gdzieś telefon się zawieruszył portfel zresztą też- dodał po chwili.
 - K***a moje też poszły na spacer – no i coraz bardziej jesteśmy w dupie bez kasy, bez telefonów z procentami we krwi.
 - Patrzcie tam są taxówki -wrzasnął uradowany Kuba.
 - Kierowniku na komendę poprosimy – wpakowaliśmy się mu w pięciu do samochodu osobowego.
- A czego panowie chcą z komendy ?- popatrzył na nas z lekceważeniem podobnie jak te starsze panie na stacji.
- My do pracy idziemy -odparł poważnym tonem Krzysiek.
- A co teraz takich zwykłych ludzi z ulicy do policji przyjmują ?- ten kierowca grał mi na nerwach jak nikt inny, miałem ochotę mu w pysk wyjebać jednak po pawiu Walczaka wolałem siedzieć cicho.
 - My proszę pana jesteśmy poważnymi funkcjonariuszami w czynnej służbie- Zapała po alkoholu był bardzo rozmowny i każdy byle argument był powodem do dyskusji.
- Ta chyba Maryjnej, ale klient nasz pan chociażby był psem- jechaliśmy dość długo, ale największym zaskoczeniem było miejsce, do którego nas zawiózł ten taksówkarz.
- Panie gdzieś pan nas wywiózł ? - oburzyłem się gdy wysiedliśmy pod jakimś posterunkiem policji, którego w życiu na oczy nie widziałem.
 - Chcieliście na komendę to macie – wzruszył ramionami kierowca.
 - Przecież to nie jest Miejska we Wrocławiu – wszyscy byliśmy zdziwieni jakbyśmy co najmniej statek kosmiczny zobaczyli.
 - Owszem jest Miejska, ale w Suwałkach
- To gdzie my jesteśmy do cholery ? - rozglądnął się dookoła Krzysiek całkowicie zdezorientowany w terenie.
 - W Suwałkach na Bohatyrowicza – ja nie wiem co my wczoraj robiliśmy, ale coraz bardziej byłem w szoku i skąd do cholery my się wzięliśmy w Suwałkach.
 - Przecież Suwałki to nie dzielnica Wrocławia – Nowak stał i gapił się na tego gościa jak sroka w kość.
 - Nie do cholery jasnej to miasto w Chinach – burknął mężczyzna.
 - To 70 złoty się należy – dodał po chwili i tu zaczyna się problem, bo przy sobie nie mamy nawet 70 groszy, a co dopiero złotych.
 - Ku chwale ojczyzny pan nie spuści ? - zaczął dyskusje Zapała.
 - Zaraz, ale spuszczę wam łomot za tego łysego co mi narzygał na fotel – odparł wkurzony mężczyzna.
 - Posprzątamy panu samochód, bo my tymczasowo nie mamy kasy- on oszalał, że my komuś będziemy sprzątać w samochodzie, ale chyba nie mamy innego wyjścia
. - No dobra niech wam będzie- pokiwał przecząco głową.
*
W tym samym czasie na ranczu Panie powoli dochodziły do siebie 
- Boże moje głowa - Powiedziała Karolina próbując się podnieś, obok niej leżała Emilka i Paulina, a na ziemi leżała Ewka z Aśka. 
 - Umieram - Powiedziała kładąc się  z powrotem
- Pić - Powiedziała Paulina przekręcając się na bok. Nagle do pokoju jak stado bizonów wpadła mała sześcioletnia blondynka o urodzie aniołka, wpadła wskakując na łóżko prosto na Karolinę - szatan nie dziecko - Powiedziała Wach zakładając poduszkę na głowę 
- Już wstałaś ? 
- No tak, w koncu już po  a dziś są moje urodziny - Mówiła skacząc po łóżku 
- Wszystkiego najlepszego - Złapała ją za rączkę i pociągnęła do siebie żeby dać buziaka - Ale prezenty później 
- A gdzie tatuś ? 
- Tatuś gdzieś jest, ale pewnie teraz śpi 
- I my też chcemy - Powiedziała ledwo żywa Wach - I ty też idź to wujek Kuba kupi Ci kucyka 
- Wole bombę atomowa - Powiedziała z iskierką w oczach 
- Może być i nuklearna. Dobranoc 
- Super. W takim razie dobranoc - Powiedziała kładąc się koło Karoliny - Będę miała swoją własną bombę super - Mówiła zasypiając przytulona do kobiety
Rozległo się pukanie do drzwi na początku delikatne, a z czasem coraz mocniejsze. Panie otworzyły drzwi i spojrzały na siebie czuły się jak by zmartwychwstały jedynie najmłodsza z nich była w stanie funkcjonować 
- Kochanie otworzysz - Powiedziała patrząc na nią błagalnie. Mała wstała i pobiegła do drzwi 
- Dzień dobry - Powiedziała kobieta stojąca pod drzwiami 
- Dobry - Blondynka zlukała ją od góry do dołu kobieta wyglądała komicznie, jak jakiś klaun. Duże usta, makijaż jak nie jedna z przydrożnych Pań, do tego kostium w panterkę i wysokie szpilki 
- Skarbie kto przyszedł ?! 
- Nie wiem jakiś klaun, do cyrku nie chodzę bo jest dla cieniasów to nie znam - Powiedziała całkowicie poważnie. 
- Kotku to ja - Kobieta zwróciła się w stronę małej 
- Mówiłam nie znam klaunów - Mówiła całkiem poważnie 
- Dzień dobry, słucham Pania ? - Powiedziała Karolina, zjawiając się nagle w drzwiach, kiedy ujrzała kobietę mało nie wybuchła śmiechem. Tuż za nią stała reszta 
- Jest może Mikołaj? 
- Nie ma, a w czym mogę pomóc? Kim Pani w ogóle jest ? 
- Kamila Malicka, jestem 
- Wiem kim Pani jest. Co Pani od nas chce - Kiedy tylko usłyszała nazwisko, jej ton zmienił się niemal natychmiast już nie była miła i przyjazna 
- Chyba sobie Pani żartuje, że zadaje mi takie pytania. Chce porozmawiać z córką - Spojrzała na Dagmarę - Kochanie przywitaj się z mamusia - Uśmiechnęła się do niej 
- Yyy..... Pani chyba na głowę upadła, czy ja jak klaun wyglądam - Zmierzyła ją wzrokiem 
- Daguś chodź na chwilę - Zawołała ją nagle Wach, mała pobiegła do cioci. Paulina zaczęła coś szeptać, - Pamiętaj wszystkie chwyty dozwolone - Szepnęła na koniec. Mały szatan uśmiechnął się słodko, a w jej oczach zapaliły się dwa diabliki
 Po pierwsze to proszę nie krzyczeć, a po drugie to dalej nie wiem co Pani chce od nas - Starałam się panować nad nerwami ale ta kobieta działa mi na nerwy 
- Jak Pani ma czelność pytać, co tu robię z córką się przyszłam zobaczyć 
- Ja nie mam ust jak glonojad wiec chyba coś się Pani pomyliło - No tak tego można było się spodziewać mała musiała pokazać kto tu rządzi - Na klauna też nie wygląda więc chyba Pani pomyliła adresy 
- Dagusiu to ja mamusia nie poznajesz mnie - Kobieta nachyliła się nad nią 
- Nie, ale mogę pokazać Pani moją kolekcję bomb i karabinów - Poruszyła uradowana brwiami 
- Co ?! O czym Ty dziecko mówisz ?! Czego oni Cię tu uczą ?! 
- Nie no nie wierzę - Do przedpokoju wpadła wkurzona Wach - Wiesz gdzie te jełopy są ! Koło Suwałek rozumiesz jakieś 13 godzin  pociągiem stad ! 
- Suwałki, ale jak ? 
- Nie wiem jak, ale telefon Mikołaja ostatni raz się tam logował, a ta reszta imbecyli też miała ostatnie logowanie jakiś przed 
- O nie tego już za wiele bomby, karabiny, a ojciec nie wiadomo gdzie. Dzwonie na policję ! - Powiedział oburzona i wyciągnęła telefon 
*
No to się porobiło zupełnie nie mieliśmy pojęcia jak wrócić do Wrocławia, a tym bardziej jak my się wytłumaczymy po powrocie skoro nawet sami nie wiemy jak tutaj się znaleźliśmy.
- Jacek możesz mi powiedzieć gdzie tak zapier***asz ? - Nowak szedł przed nami chyba z pół kilometra, ciężko było jakkolwiek go dogonić, nawet nie reagował na wezwania.
- Szukam miejsca noclegu dla nas, ale według moich obliczeń tą noc spędzimy w jakimś przytułku dla bezdomnych, albo pod mostem - odparł zamyślony, a do tego kac morderca nie ma serca.
- Akurat co do tego to mamy duży wybór - w sumie też byłem zły, ale nadal nie mogłem odnaleźć się w sytuacji.
- Wszamał bym coś - powiedział Walczak, który do tej pory siedział cicho.
- Kucharz proponuje zupę liściową z domieszką kory i piasku, a na przystawkę szyszki w polewie błotnej - mówił ubawiony Krzysiek, a reszta śmiała się jakby naprawdę robił nie wiadomo co.
- Żebym ja ci zaraz błota nie wylał na ten głupi dzban - mało brakowało, a bym mu przywalił zamiast, żeby pomóc ten się wydurnia jak dziecko.
- No to wymyśl coś innego - powiedział oburzony.
- Mam zostańmy ulicznymi grajkami przynajmniej coś zarobimy - kolejny genialny pomysł Zapały, ale chyba nie mamy innego wyjścia.
- Oszalałeś? Ja błazna z siebie nie będę robić - z początku zupełnie mi się to nie podobało.
- I tak już gorzej być nie może, a teraz przed państwem kapela Błotniste Błazny. Brawa !
*
Ta cała Marlena to jakaś wariatka, stoi i awanturuje się pod naszymi drzwiami. Cały czas próbuje przekonać do siebie Dage, na domiar złego ten pajac jest na Suwałkach. Boże co za dzień, aż chciało mi się krzyczeć i wyć z tego wszystkiego.
- Ile razy mam powtarzać ! Ja klaunem, ani glonojadem nie jestem ! -  Oburzała się młoda
- Kotku, ale to ja Twoja mamusia
- YYY nie, ale niech Pani czeka tak jak obiecałam idę po moją kolekcję – Odparła uradowana i pobiegła na górę. Nie musiałyśmy czekać długo, a zbiegła na dół   - Popatrz to jest moja bomba zrobiłam z tatusiem jakiś rok temu, tą z pół roku temu, a to moje karabiny ten dostałam od mamy, ten od cioci Pauliny i wujka Kuby, ten od Ewki, a ten od chrzestnego. Super co nie ? -  Uradowana pokazywała swoją kolekcję
- Całe szczęście jest  już policja – Powiedziała spoglądając na radiowóz. Po chwili wysiadło z niego dwóch funkcjonariuszy.
- Ja nie znam tej Pani  - Spojrzała na jednego z nim, stojąc tuż przede mną
- Ta Pani mówi, że jest Twoją mama
- A czy ja przypominam Panu takie coś ? Zamiast stać i takie głupoty gadać ja pokaże moją kolekcję – No to pięknie, tego brakowało żeby policja oglądała kolekcję bomb i karabinów
- A co takiego zbiera mała księżniczka  - młodszy z nich nachylił się w jej stronę
- Bomby i karabiny, pokazać ? – Zapytała z błyskiem w swoich szatańskich oczkach. Oni tylko kiwnęli głowami. Moja siostra tarzając się ze śmiechu podała młodej cały dobytek, żeby ta dumnie mogła się chwalić
- To jest szczyt wszystkiego ! – Krzyknął nagle glonojad – Powinniście ich wszystkich zamknąć gdzieś, co oni z moją córką zrobili – Panowie spojrzeli na siebie i przytaknęli, że ma rację i takim sposobem musieliśmy się jeszcze z wszystkiego na komendzie tłumaczyć.
***
Krzysiek to dzisiaj bił rekordy głupoty w kontenerze znalazł jakieś stare ciuchy i do tego peruki po
wiedział tylko, że to nasze artystyczne kombinezony. Szczerze mówiąc to wyglądaliśmy jakbyśmy dopiero co  z zakładu psychiatrycznego uciekli,ale jak mus to mus.
- Witamy wszystkich na koncercie światowej sławy zespołu Błotniste Błazny - krzyczał chyba na całą ulicę Nowak. I się zaczęło najpierw na jakiś tanich kawałkach, a potem największy przypał był podczas śpiewania " Ty mała znów zarosłaś ". Ludzie to się na nas patrzyli jak na kretynów, ale o dziwo wrzucali pieniądze do pudełka i to było najważniejsze.
- Gwiazdorzy niestety już muszą państwa zostawić - widziałem, że spodobał się im nas występ, a może by tak branże zmienić.
Z racji, że było już późno musieliśmy jeszcze zostać w Suwałkach, ale na jutrzejszy poranek mieliśmy zaplanowany powrót trochę się tego obawialiśmy,ale kiedyś wrócić trzeba. Z samego rana poszliśmy w miejsce gdzie to wszystko się zaczęło, ale po drodze dostrzegłem coś co wróży kolejne kłopoty.
- Patrzcie kurde - powiedziałem wskazując na kiosk.
- Co ? - mruknął dzisiaj już w gorszym humorze Krzysiek.
- Na tą gazetę - no nie mogłem uwierzyć swoim oczom na pierwszej stronie gazety byliśmy my  w naszej artystycznej kreacji. Mam nadzieję, że to tylko tutejsze czasopismo i nie wpadnie w ręce naszych szanownych kobiet.
- Zapała mówiłem ci ku**a, że to się źle skończy - byłem wściekły.
- To niby za co byś wrócił do Wrocławia ? Co mądralo ?- wszystko wskazywało, że on też nie był tym wszystkim zafascynowany.
- Wiesz co ja mam dość was i waszych durnych pomysłów. Wstyd na całą Polskę - udarłem się tak,że  chyba mnie we Wrocławiu usłyszeli.
- To sam sobie radź - mruknął.
***
- Bardzo mi przykro będą musiały pojechać Panie ze mną na komendę – Zwrócił się do nas jeden z nich, ta cała Marlena od razu złapała małą za rękę 
- Zostaw mnie ! Mamusiu ten glonojad chce mnie porwać ! – Zaczęła panikować, doskonale wiedziałam, że gra znałam ją już na tyle dobrze – I jak ja spojrzę teraz na wujka Julka, jak się klaunów zacznę bać – Złapała się mnie za rękę 
- Na komendę niby po co ? – Spojrzałam na nich pytająco
- Musimy sobie pewne kwestię wyjaśnić 
- Niby na, którą komendę ? – Wtrąciła się Zapała 
- Miejską – Nie no pięknie, to chyba są jakieś jaja – Coś nie tak 
- My jesteśmy z miejskiej – Wtrąciła się Zapała – A koleżanki z wojewódzkiej  - Pokazała na resztę z nadzieję, ze coś to da, ale oni mieli to gdzieś. To chyba Ci nowi o których mówiła Jaskowska 
- Mamusiu, oni chcą mnie zamknąć w więzieniu ? -  Spojrzała na mnie ze łzami w oczach – Ale ja nie chce  - Mówiła łkając  - Tatuś przyjedzie i zrobi z nich jesień średniowiecza? Prawa ? – Zrobiła oczy jak kot ze shreka, nie wiem co jej powiedziały dziewczyny, ale mała robiła co mogła 
- Kotuniu jak już ta straszna Pani chce się przejechać to pojedziemy. – Kucnęłam przy niej – Pamiętasz co tatuś od zawsze powtarza 
- Głupszym się ustępuję  - Wyszczerzyła ząbki łapiąc mnie za rękę. 

Kiedy znaleźliśmy się na komendzie Jaskowska miała ochotę zamordować tych nowych, no cóż mieliśmy przejażdżkę, a mała zaraz zaczęła swoje zwiedzanie. Udając wielce poszkodowaną, tym samym zyskała podwójne ciacho jedno  z okazji urodzin, a drugie za krzywdy moralne jakich uświadczyła.  Na komendzie wszyscy jakoś dziwnie na mnie patrzyli. Miałam wrażenie, że śmieją się ze mnie. Tylko pytanie z czego, aż poszłam sprawdzić do łazienki czy przypadkiem nie jestem brudna. Była tam też Emilka, która opowiedziała mi o wszystkim nie wiedziałam co ze sobą zrobić ze wstydu. Jak ja ich dopadnę to chyba nogi z tyłka powyrywam.
Kiedy dojechałam na komendę wszyscy jakoś dziwnie na mnie patrzyli. Miałam wrażenie, że śmieją się ze mnie. Tylko pytanie z czego, aż poszłam sprawdzić do łazienki czy przypadkiem nie jestem brudna. Była tam też Emilka, która opowiedziała mi o wszystkim nie wiedziałam co ze sobą zrobić ze wstydu. Jak ja ich dopadnę to chyba nogi z tyłka powyrywam.
- Błotniste Błazny robią karierę w Suwałkach - przeczytałam tytuł artykułu o naszych wspaniałych chłopakach.
- Ja im narobie kariery niech tylko wrócą do domu - syknęła oburzona Emilia.
- Takiej wiochy nam narobić to przechodzi ludzkie pojęcie - zupełnie nie miałam pojęcia co z tym zrobić, ale na pewno nie zostawię tego bez żadnych konsekwencji.
***
Zaczęliśmy się kłócić chyba za bardzo, bo na miejscu pojawili się policjanci z tutejszego posterunku.
- Straszy aspirant Jan Brodecki - przedstawił się jeden z funkcjonariuszy.
- Dostaliśmy zgłoszenie, że panowie zakłócają spokój - powiedział ze śmiertelnie poważną miną.
- To nie tak - wtrącił Jacek.
- A jak ? Dobra Konrad zabieramy ich na komendę -  kiedy z radiowozu wysiadł drugi policjant nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
- Kondziu ? - byłem w szoku, że zobaczyłem tutaj, w takich okolicznościach swojego kolegę ze szkoły policyjnej.
- Białach ? A co ty robisz w Suwałkach ?- zapytał zaskoczony jednak nie miałem ochoty mu o tym wszystkim opowiadać.
- Jasiek zostaw nas na chwilę samych - chyba nie potrafię być przekonujący.
- Powiesz mi do cholery o co chodzi ? - popatrzył na mnie takim dziwnym wzrokiem, że aż miałem chwilę zwątpienia czy to na pewno on.
- Wiesz głupio się przyznać, ale tak się spiliśmy, że wylądowaliśmy na stacji kolejowej w Suwałkach - jego reakcja zupełnie mnie nie zaskoczyła. 
- Że co ? Nie no mistrzowie - mówił przez śmiech.
- I jeszcze ten artykuł - szybko pożałowałem, że wspomniałem o tym pieprzonym artykule.
- Ty nie mów mi, że wy to te Błotniste Błazny - miał z tego wszystkiego taki ubaw, że ledwo wytrzymywał ze śmiechu.
- Niestety tak, ale to nie mój pomysł - próbowałem jakoś się go pozbyć i tak jestem już spalony.
- Takich sław jak wy nie będziemy po komendach ciągać. Jasiek możesz poprosić o autograf - krzyknął do tego drugiego.
- Bardzo kurde śmieszne - mruknąłem trochę wkurzony na niego.
- Mam nadzieję, że mnie zaprosicie na następny koncert - i teraz na każdym kroku będę miał to wytykane, aż strach pomyśleć co na to Karolina.
- Albo poczekaj zrobimy inaczej ja wam odpuszczę, ale za to na komendzie zaśpiewacie, bo komendant ma dzisiaj urodziny - trudno było wyczuć czy on ze mnie się śmieje czy tak na poważnie.
- Kondziu ty chyba nie mówisz poważnie - jednak jego mina rozwiała wszelkie wątpliwości.
- Zaraz wam załatwimy transport - i po chwili byliśmy na komendzie gdzie mieliśmy zaśpiewać dla samego komendanta. Czarno widziałem ten pomysł, ale nie mam innego wyjścia. Jakoś będziemy musieli się stamtąd wymigać i to jak najszybciej.
- Idę go zawołać - mówił uśmiechnięty młody policjant.
- Jezu, a co to za straszydła ? To nasi zatrzymani ?- popatrzył na nas ze strachem w oczach, a reszta wybuchła oczywiście śmiechem.
- Specjalnie dla szanownego pana komendanta Błotniste Błazny - zaśpiewaliśmy dwie piosenki i poszliśmy stamtąd. Wszyscy z nas się śmiali jak z prawdziwych błaznów. Tego występu chyba nie zapomnę do końca życia.
*
- A co Ty tutaj jak sama siedzisz ? - Jaskowska przysiadła się do Dagmary 
- Ciocia Zosia musiała na chwile gdzieś iść, a mamusia z ciocią Emilką coś muszą załatwić - Odpowiedziała zajadając ciasto 
- Ty chyba masz dziś urodziny co ?
- Bo oczywiście już 6 - Wyszczerzyła ząbki, jak to ona potrafi 
- To wszystkiego najlepszego - Uśmiechnęła się do małej  - A jak prezenty już są ?
- Dopiero wieczorem jest imprezka, tylko nie wiem czy tata będzie - Dodała nico smutna 
- A gdzie jest tatuś, że nie wiesz czy dotrze ?
- Ciocia Paulina mówi coś o jakiś Suwałkach, mama mówi że mu nogi z dupy powyrywa jak wróci bo za 2 dni ślub a ten jełop odpierdala maniany  - Odparła bez najmniejszego skrępowani. Jaskowska nie miała pojęcia co powiedzieć, jak zareagować 
- Tu jesteś, mam nadzieję że nie  dokuczasz Pani komendant - W końcu znalazłam tego małego szatana mam nadzieję, że nie będę musiała znowu się tłumaczyć nie wiadomo z czego 
- Nie, opowiadałam o tym że tata jest na Suwałkach z wujkami i jakieś maniany odpierdalają
- Daga ! - Nie no pięknie, ta mała to chodzący dynamit - Przecież wiesz, że tak nie wolno mówić  - Ta mała wpędzi mnie w końcu do grobu 
- No co a nie prawdę mówię - Wyszczerzyła ząbki 
- Karolina, wyjaśnisz mi o co chodzi ? - No pięknie jeszcze muszę się przed Panią komendant tłumaczyć. Zrezygnowana usiadłam i opowiedziałam jej cała historię.  Było mi głupio, cholernie głupio musiałam tłumaczyć tych błaznów przed komendantką, a oni bawili się w najlepsze dając jakieś koncerty. Boże jak ja mam ochotę ich zabić 
- Ślub za 2 dni, a co jak do tego czasu nie dotrą ? 
- Pani komendant ja im naprawdę radzę zjawić się jeszcze dziś, bo ja im normalnie krzywdę zrobię jak się nie zjawią - Byłam zła i wkurzona na cały świat, Daga akurat poszła po sok - Daga ma urodziny, do tego przyszła ta wariatka, ślub za dwa dni a jego nie ma - Powoli opadałam z sił - Jak oni się nie pojawią to ja przysięgam, że będę potrzebować adwokata 
- Spokojnie załatwimy to i sprowadzimy ich najszybciej jak się da - Starała się mnie pocieszyć, ale widziałam że jest nieco zła na nich. 
***
Po kilku godzinach jazdy dotarliśmy do Wrocławia. Najbardziej to obawialiśmy się reakcji pań, bo napewno na nas nie czekały z utęsknieniem.

- To co do domu ?- zapytał Jacek.
- Ja do domu nie wracam przecież ona mnie zasztyletuje - powiedziałem i próbowałem obmyśleć dokąd się udać.
- Mikołaj ma rację chodźmy na komende - podłapał pomysł Krzysiek. Po paru minutach byliśmy w drodze na komendę. Jednak nie przewidzieliśmy jednego...
- O są nasze Błotniste Błazny. Panom się nie pomyliły trasy koncertowe ? - powiedziała z ironią Karolina.
- Yyy to nie tak jak myślicie - próbował tłumaczyć się Zapała.
- No to do cholery jasnej wytłumaczcie co robiliście w Suwałkach i jak tam dotarliście - niemal krzyknęła Emilia.
- My sami nie wiemy - odparłem obojetnie. Cały czas obawiałem się zemsty.
- To co wy robiliście ?! - byłam na nich wściekła.
Emilka tak samo, bo jej wzrok zabijał ich na stojąco.
- Wszystko ci w domu wyjasnię - nie chciałem robić przedstawień przed komendą.
- O nie ty chyba nie myślisz, że wam to przejdzie bez kary - popatrzyłam na Emilkę, która uśmiechneła się do mnie.
- Jakiej kary - obawiałem się co one wymyśliły.
- Otoż nasze kochane Błotniste Błazny wystąpią przed całą komendą - one chyba oszalały. Przecież to jest nasz koniec na przed wszystkimi kolegami.
- Weźcie miejcie trochę serca - wtrącił Krzysiek.
- A ty Zapała to jeszcze chyba guza szukasz - skarciła go jego żona.
- Nie macie innego wyjścia. Za godzinę macie występ - powiedziały i weszły na komendę. Wpakowaliśmy się przez własną głupotę na pośmiewisko. Cholernie tego żałuję, ale czasu nie cofnę. Nie mamy innego wyjścia musimy wystąpić,bo one nam nogi z tyłków powyrywają.
- Na samym początku chcielibyśmy przeprosić nasze ukochane, zachowaliśmy się jak kretyni, ale taki nasz charakter, a teraz zapraszamy na koncert specjalnie dla nich - chcieliśmy je jakoś udobruchać, ale po tym to naprawdę będzie ciężko. Zaczęliśmy śpiewać jakąś piosenkę, ale to nie z tego się wszyscy śmiali tylko z naszych strojów. Ja tego Zapałę zabije za to, że je zabrał z Suwałk.
- Cudownie panowie czekamy na dalsze koncerty - mówił przez śmiech Profos.
- I co zadowoleni ? - podeszły do nas Karolina i Emilia.
- Naprawdę przepraszamy więcej tak nie zrobimy - miałem tego wszystkiego dość.
- No nawet nie próbujcie i pamiętajcie macie zakaz na wychodzenie - to chociaż tyle, że udało się to jakoś opanować.
*
W ciągu ostatniego półtorej roku wydarzyło się tyle, że sama do końca nie jestem w stanie tego pojąć. Na początku zostałam mamą małego szatana i nażyczoną jednego z Błotnistych Błaznów ( wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam) tak jak małego szatana udało się chociaż w połowie wychować, tak dla Błazna nie ma już nadziei. 
Kto by powiedział, że będę matką, żoną, w sumie sama do końca w to nie wierze, to jak sen bajka która nigdy się nie skończy czasem mam ochotę ich zamordować za to co wyczyniają, ale w głębi duszy kocham ich całym sercem i oddała bym za nich wszystko. 
- Kocham Cię - Szepnął mi do ucha kiedy wychodziliśmy z kościoła 
- Ja Ciebie też - Uśmiechnęłam się do niego. Już po chwili byliśmy pod kościołem. Nasi koledzy zaczęli salutować, oddawać strzały na naszą cześć.  Brawa gości i okrzyki niosły się chyba na cały Wrocław, Dagusia stała z moim rodzicami u stóp schodów i radośnie się śmiała. 
- Gorzko ! Gorzko ! Gorzko ! - Krzyczeli wszyscy. Mikołaj zdjął   czapkę gabardynową i zasłonił nas po czym złożył na moich ustach gorący pocałunek.  Oczywiście nie obyło się bez zażaleń Błotnistych Błaznów, no ale cóż jakoś będą musieli to przeżyć 
- Kocham was ! tak bardzo bardzo bardzo mocno ! - Powiedziała przytulając się do nas Dagmara